czwartek, 17 listopada 2011

Speed painting - challenge accepted!

Uczę się, uczę.

Speed painting zawsze mi się podobał, dlatego w końcu - lepiej późno niż wcale! - postanowiłam się za to zabrać. Może za kilka lat i mi uda się trzaskać tak niesamowite prace i koncept arty, jak wielu artystów zagranicznych i nie tylko, których naprawdę podziwiam.

Podejście pierwsze - Flying Island, moja mała, testowa latająca wyspa, która wyszła jak wyszła. Z efektu końcowego szczególnie zadowolona nie byłam, ale dziś po przedstawieniu jej na zajęciach na uczelni, okazało się, iż mam ją do zadania na zalkę lekko zanimować. Dlatego postanowiłam pogrzebać jeszcze trochę w jej bebeszkach i naprostować to, co wyszło nie tak. Generalnie samo wykonanie tego, co poniżej zobaczycie trwało ok. półtorej godziny.
Poprawkę dla porównania pewno też wrzucę. A może i animację, jak się uda?



Podejście drugie - hm... w planach był galopujący koń, wyszło trochę inaczej... z galopu zrobił się koński portret. Wymachany dziś między 2:30 a 4:00 rano. Wciąż odczuwam skutki uboczne w postaci niewyspania, ale jestem całkiem zadowolona.